W ramach
kontynuacji
moich rozważań na temat współpracy z biurami nieruchomości,
zapraszam do lektury jednej z historii, która mi się przydarzyła,
a dotyczyła właśnie jednego z pośredników kupna/sprzedaży
nieruchomości (potraktujcie ją jako przestrogę!).
Pewnego
dnia odbieram telefon w sprawie mojej chęci sprzedania mieszkania.
Oczywiście słyszę informację, że to biuro... Przebiega krótka
rozmowa wstępna (czy jestem zainteresowany sprzedażą również
przez biuro, itp...) i słyszę coś w rodzaju (pamięć może mnie
trochę zawodzić, ale ogólny sens powinien pozostać nie
zmieniony):